Strony

niedziela, 25 sierpnia 2013

Party time in Iceland !


Tego samego dnia, kiedy przyjechaliśmy z powrotem do Hali, zawitali tutaj Asia i Stefan – znajomi, których Ada i Krzysiek poznali w poprzednie wakacje w Maroku. Na tę samą datę przypadł dzień, w którym Daniel (Hiszpan, tutejszy kocharz) miał swoją ostatnią zmianę przed powrotem do domu. Po ośmiu miesiącach zimna i deszczu, wraca do ciepła i rodziny ! Wszystko to było wystarczającym powodem, żeby urządzić party w Musakocie. Posprzątaliśmy, poprzestawialiśmy meble, przynieśliśmy instrumenty, podłączyliśmy piec do miniorganków... W jednym pokoju skumulowało się osiemnaście osób różnych narodowości: Islandczycy, Czesi, Hiszpan, Niemiec, Serb, Włoszka, Łotysz i Polacy. Zabawa była przednia, a dżemowe granie trwało długo i namiętnie.
Marcin i Krzyś wieszają nowe dzieło sztuki
Mieszanka międzynarodowa w Musakocie

Następnego dnia mieliśmy okazję uczesniczyć w kolejnej imprezie. Innej, bo na świeżym powietrzu. Organizowanej przez Islanczyków dla Islandczyków, choć oczywiście turystów nie zabrakło. O godzinie 23.00 w Jökulsárlón rozpoczął się pokaz sztucznych ogni z okazji zakończenia wakacji. Ten weekend to dla Islanczyków w ogóle jedna wielka impreza. W Reykjaviku w ciągu dwóch dni miało się odbyć 600 koncertów. I tak, ni stąd ni zowąd, okazało się, że na Islandii mieszkają ludzie ! Powyłazili ze swoich domów, wsiedli do swoich samochodów i ruszyli pod lodowiec, żeby wspólnie uczestniczyć w tym wielkim wydarzeniu. Mnóstwo samochodów w lodowej krainie zaczęło zjeżdżać się na parking. U nas w Polsce nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego. Przecież na ogół przed żyrardowskim Kauflandem stoi tyle samo samochodów. Ale tutaj jest to zupełnie niespotykane. Odkąd przyjechaliśmy na Islandię nie widzieliśmy w jednym miejscu ani tylu ludzi, ani tylu samochodów.
Sam pokaz zrobił na nas ogromne wrażenie. Fajerwerki w Paryżu, czy Sidney są na pewno czymś spektakularnym i wartym zobaczenia, ale nieczęsto spotyka się TAKI pokaz w TAKIM krajobrazie. Jednak pokaz sztucznych ogni na lodowcu, to pokaz sztucznych ogni na lodowcu, a nie w środku miasta. Do Jökulsárlón ludzie muszą dojechać, żeby cokolwiek zobaczyć, a nie wyjrzeć przez okno. To jednak jest jakaś różnica.

Stefa i Marcin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz