Tego
samego dnia, kiedy przyjechaliśmy z powrotem do Hali, zawitali tutaj
Asia i Stefan – znajomi, których Ada i Krzysiek poznali w
poprzednie wakacje w Maroku. Na tę samą datę przypadł dzień, w
którym Daniel (Hiszpan, tutejszy kocharz) miał swoją ostatnią
zmianę przed powrotem do domu. Po ośmiu miesiącach zimna i
deszczu, wraca do ciepła i rodziny ! Wszystko to było
wystarczającym powodem, żeby urządzić party w Musakocie.
Posprzątaliśmy, poprzestawialiśmy meble, przynieśliśmy
instrumenty, podłączyliśmy piec do miniorganków... W jednym
pokoju skumulowało się osiemnaście osób różnych narodowości:
Islandczycy, Czesi, Hiszpan, Niemiec, Serb, Włoszka, Łotysz i
Polacy. Zabawa była przednia, a dżemowe granie trwało długo i
namiętnie.
Marcin i Krzyś wieszają nowe dzieło sztuki |
Mieszanka międzynarodowa w Musakocie |
Następnego dnia mieliśmy okazję
uczesniczyć w kolejnej imprezie. Innej, bo na świeżym powietrzu.
Organizowanej przez Islanczyków dla Islandczyków, choć oczywiście
turystów nie zabrakło. O godzinie 23.00 w Jökulsárlón rozpoczął
się pokaz sztucznych ogni z okazji zakończenia wakacji. Ten weekend
to dla Islanczyków w ogóle jedna wielka impreza. W Reykjaviku w
ciągu dwóch dni miało się odbyć 600 koncertów. I tak, ni stąd
ni zowąd, okazało się, że na Islandii mieszkają ludzie !
Powyłazili ze swoich domów, wsiedli do swoich samochodów i ruszyli
pod lodowiec, żeby wspólnie uczestniczyć w tym wielkim wydarzeniu.
Mnóstwo samochodów w lodowej krainie zaczęło zjeżdżać się na
parking. U nas w Polsce nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego.
Przecież na ogół przed żyrardowskim Kauflandem stoi tyle
samo samochodów. Ale tutaj jest to zupełnie niespotykane. Odkąd
przyjechaliśmy na Islandię nie widzieliśmy w jednym miejscu ani
tylu ludzi, ani tylu samochodów.
Sam pokaz zrobił na nas
ogromne wrażenie. Fajerwerki w Paryżu, czy Sidney są na pewno
czymś spektakularnym i wartym zobaczenia, ale nieczęsto spotyka się
TAKI pokaz w TAKIM krajobrazie. Jednak pokaz sztucznych ogni na
lodowcu, to pokaz sztucznych ogni na lodowcu, a nie w środku miasta.
Do Jökulsárlón ludzie muszą dojechać, żeby cokolwiek zobaczyć, a
nie wyjrzeć przez okno. To jednak jest jakaś różnica.
Stefa i Marcin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz