Strony

środa, 7 sierpnia 2013

Dzień konia

Są takie dni, kiedy ma się mnóstwo planów, ale żaden nie wypala, a koniec końców i tak jest super. Tak właśnie było dzisiaj. Rano lało jak z cebra, więc nie pojechaliśmy na wyspę maskonurków, a kiedy w końcu przestało padać, to zrobiło się tak pięknie i słonecznie, że nie było sensu już jechać (zależność jest taka, że kiedy lekko pada i jest pochmurnie, maskonury siedzą na klifie, a kiedy jest ładnie to sobie latają, więc bardzo trudno obserwować je z bliska).

Zamiast maskonurów, wybraliśmy oglądanie "Jabłek Adama" i jedzenie skyra. Skyr to tradycyjny islandzki serko-jogurt. Smakuje trochę jak połączenie kanapkowego serka śmietankowego i danio. To tylko moje subiektywne skojarzenie i być może ktoś inny porównałby jego smak do czegoś innego. Skyr występuje w różnych wariantach smakowych i jak dowiedziałam się od Ady, Islandczycy jedzą go ze śmietaną 30%, mlekiem lub/i płatkami owsianymi.
Myszka podróżuje razem z nami i Skyr bardzo jej smakuje
Kiedy pogoda zrobiła się śliczna i zachęcająca do odkrywania świata, Marcin poczuł zew swojej natury i nie odmówił sobie wyciagnięcia mnie w góry. Co prawda nie udało nam się dotrzeć na sam szczyt, ale widoki tak czy inaczej były zniewalające. Islandia zachwyca nas otwartymi przestrzeniami - czasami ludzki, trójwymiarowy wzrok, płata nam tutaj figle i bardzo trudno ocenić faktyczne odległości między punktem a i punktem b, albo rzeczywistą wielkość pewnych rzeczy.

Na powyższych zdjęciach widoczna jest nawiększa, najszersza, najbardziej ruchliwa i najlepiej zadbana droga w całym kraju, czyli tak zwana "jedynka" - droga numer 1.

Dzisiaj, nareszcie, nastąpił dzień, kiedy udało nam się zrobić coś we czwórkę. Zaraz po tym, jak Ada z Krzyśkiem skończyli swoją pracę, poszliśmy razem na spacer po Hali. Bawiliśmy się w pasterzy i zaganialiśmy owce w większe stadka, a potem spotkalismy konie. Na Islandii jest tylko jedna rasa koni - kuce islandzkie - nie można ich wywozić z kraju, nie można żadnych innych wwozić do kraju. To samo tyczy się owiec, ale o tym napiszę w innym poście.
Konie, które spotkalismy dzisiaj, bardzo chciały się z nami zaprzyjaźnić, łaziły za nami jak psy i chyba miały rozdwojenie jaźni, bo postanowiły skończyć ze swoim końskim życiem, porzucając je na koszt życia turytycznego. Wcale nie miały ochoty wcinać trawy - zamiast niej wolały jeść sznurówki, kurtki i kijki od nordic-walkingu.
 Koń bawi się w "Raz-dwa-trzy baba jaga patrzy" z Adą i Krzysiem

Dzień zakończyliśmy w iście studenckim stylu, gotując makaron ze wszystkim, co akurat pozostało w naszych zapasach. Jak się okazało - z kurczakowej zupy Campbell też może wyjść niezły sos carbonara.
Kumory kucharzą
Jutro nowy dzień i nowe wyzwania, przed którymi warto się wyspać. Dobrej nocy,

Stefa

P.S. Nadal czekamy na odpowiedzi konkursowe ! Już wkrótce damy Wam znać, na czym tajemniczym siedzi Stefa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz